6 mar 2016

Una poesia dal mio libro polacco, Wymówisz moje imię

Traduzione polacca di Joanna Wajs

Kocuromachia

Obcy kocur wchodzi do mojego ogrodu
przez dziurę pod płotem z tej strony. O, tutaj.
Jest bury, a drugi – czarny – daje susa
nad płotem z tamtej strony; jeśli równocześnie
oba koty to robią, co się niekiedy zdarza,
lub jeden jest już u mnie, gdy pojawia się drugi, 

czasem dochodzi do starć na żółte ślepia
lub wściekłych pogoni wśród kwiatów; lecz zawsze 

na koniec bura strzała znika w dziurze pod płotem, 
z której, gdy nie odpuszcza czarny, wyłania się łapa, 
a z nią syczenie. Kiedy zaś w ogrodzie
jest tylko bury (lub czarny), włazi mi pod nogi.


Jeden szczególnie lubi oglądać świat z góry,
mnie na ogół: gdy spojrzę, rzuca mi w twarz miauczenie. 

Kiedy zmieniam miejsce, kot podąża za mną, czarny albo bury, 
nigdy nie nazbyt blisko, nie nazbyt daleko.
Jeśli wchodzę do domu, koty drapią pazurami
szklane drzwi, wrzeszczą i złorzeczą. Gdy któregoś
próbuję pogłaskać, poczochrać za uszami czy choćby 

nakarmić – piekło i szatani! Już ich nie ma,
znikają koty: żadnego kontaktu. Siadam,
pojawia się ten, co patrzy z góry. Chyba z premedytacją 

hałasuje, bym wiedział, gdzie też się podziewa
(zwykle jest po lewej, za mną).

Trzymający bezpieczny dystans. Wieczny 
obecny, nigdy niedotykany. Znaczący
i nierozumiany. Cwany. Powtarzalnie 

nieprzewidywalny. Podziwiany. Czyż nie tak 
chciałbym być czytany? Czyż nie tak 
chciałem być kochany.
Pytałem sam siebie, co znów nawyprawiają:
nagle, gdy o nich piszę, z dziury wychodzi bury,
kopie, wpatrzony we mnie, kuca, zaczyna srać. No cóż. 
Niech będzie, zakopuję ten wiersz i cześć. Lecz po szkle 
sunący paznokieć – posłuchaj – jest mój.       

Nessun commento:

Posta un commento